Komentarze do "Słownika AKT"
-to inne punkty widzenia zainteresowanych w opowieści osób:-)
CIOTKA- Opowieść 2
Spływ, o którym napisała Ciotka- ten z 77 roku- był moim pierwszym spływem na Augustowie i zrobił na mnie naprawdę duże wrażenie. I skoro o Ciotce- to pamiętam Ciotkę, jak na bazie w Wojciechu po ulewnym deszczu wypłynęła z namiotu na materacu (wiele namiotów nie miało podłóg) i co ciekawsze NIE OBUDZIŁA SIĘ!
Utkwiło mi też w pamięci pieczenie placków na Jeziorze Białym Wigierskim… może dlatego, że Krzyś bardzo lubi opowiadać tę historię.
Pozazdrościliśmy pani z Suchej Rzeczki, która doszła na plackach do fortuny i zapadła decyzja o uruchomieniu własnej produkcji. Ciotka zorganizowała ekipę do tarcia ziemniaków (charakterystyczną cechą Ciotki było- od kiedy ją pamiętam- że doskonale organizowała pracę … INNYCH, co zresztą jest cechą najlepszych organizatorów).
Chłopcy (w tym jeden "fizyczny") najpierw wykonali tarki z puszek po konserwach (jednak jakieś konserwy zjedliśmy na tym spływie ;-), potem utarli wiadro ciasta i wieczorem, przy ognisku nadszedł czas smażenia placków na.... jednej patelni.
Oznaczało to że przy około 30 potencjalnych konsumentach, każdy mógł liczyć na jeden placek, co około 40 minut. Wszyscy wpatrywali się w patelnię z nadzieją, że patrzeniem coś przyspieszą, ślinka im ciekła, a głód krążył po żołądkach i wreszcie …. Borusiaczek nie wytrzymał, złapał wiadro i wylał ciasto do jeziora! Potem zjedliśmy kanapki i o placki nikt już się nie dopraszał.
Pamiętam też Ciotkę w białym gieźle tańczącą na stole. Może zresztą nie było to wtedy, ale kojarzy mi się z Augustowem.
Zdarzyło nam się też na tym splywie "ukraść" garnki innemu spływowi, który nas potem gonił i wykonać podwójne zakupy- ale o tym innym razem.
Jacek, o którym wspominała Ciotka po skończeniu historii pracował i mieszkał na Wawelu, i dwa lata później, kiedy Jan Paweł II przybył do Krakowa mieliśmy okazje spotkać się z nim, Tomkiem i Krystynką, która organizowała dla nas noclegi „po domach”.
Zaś co do drugiego z opisywanych spływów to też był bardzo znamienny, Ciotka przyjechała z Pusią, która w Lublinie pozostawiła psa Bariego (groźnego wilczura) i straszyła nim każdego, kto jej podpadł. Pusia była bardzo rezolutnym dzieckiem i zawsze miała własne zdanie.
Kiedy pewnego razu Ciotka poszła do lasu na jagody Pusia (realizując własne zamierzenia) weszła w konflikt z wujkiem P., który grożąc strasznymi reperkusjami niósł ją w kierunku pieńka. Pusia rozkrzyczała się tak, że Ciotka pokonała odległość z lasu do obozu (co najmniej 300 metrów) w 20 sekund i uratowała córkę. (Na szczęście, bo Pusia to prawdziwy skarb!)
Zaś co do zabawy z klapkami, to faktycznie działo się to na Wigrach. Pusia płynęła z Krzyśkiem (Ciotka uznała, że jest on jedyną dostatecznie odpowiedzialną osobą, której powierzy swój skarb) i Isią. Oznaczało to, że ja musiałam pokonać ten etap z małym Jackiem, ale… cóż.
Krzysiek wytężał wszystkie siły, aby walcząc z wiatrem i falami dowieźć dziewczynki do przystani, a tu nagle Pusia mówi: "Wujek, wujek tam płynie mój klapek!"- wskazując punkcik unoszący się jakieś 50 metrów za kajakiem.
Krzysiek zawrócił, odzyskał klapek, wygłosił mowę i wrócił na kurs, a tu znowu rozległ sie głos Pusi: "Wujek, Wujek a tam płynie drugi…"
Natomiast nasze dzieci były bardzo „karne”. Normalnie pływały w trójkę z Krzyśkiem, w koszmarnych kapokach- poduszkach. Kapoki sprawiały, że po dłuższym odcinku dzieci były całe zesztywniałe.
Wychodząc na brzeg Isia zapytała kiedyś filozoficznie: „A na kajakach się pływa bo to jest przyjemne, tak?” na to Jacek odpowiedział „Bądź cicho i ciesz się, że żyjemy!”
Basia